PIĄTUNIO

Piątek, godzina 17. Większość armatniego mięska ze szklanych biurowców okupuje toalety i zastanawia się jak przerobić korporacyjny mundurek w zajefajny piątkowo-luzacki outfit. Na Żurawiej mundur mógłby ujść w tłoku, czasem nawet mógłby zrobić wrażenie - oczywiście jeśli byłby odpowiednio dużo przepłacony, a guziki odpięte do odpowiednio niskiego poziomu. To u żeńskiej części pogodzonych z sobotnim kacem. U męskiej wystarczy, by był przepłacony. No ale umówmy się - równowaga musi być zachowana - także przepłacony winien być bardziej.
To Żurawia. No ale jest sezon. Wisła, wianki, leżaki i ujebane buty - jak się ktoś silnie zapomni, co uważniejsi wrócą do domów dumnie z przykurzonymi nieco butami i stopami brudnymi jak zwycięzcy życia po runmagedonie.
No dobra. Są podwinięte rękawy, zdjęte buty, niby na luzie ale nadal widać, że im się w życiu powiodło. Można się iść lansować  odprężyć. Co poniektórzy o 17 już dawno siedzą nad Wisłą i sączą co lubią. Ale im się w życiu nie powiodło. Przecież wiadomo, że Ci co kończą o 16 to smutne urzędniaki i workerzy przyciasnych biur w podwarszawskich Markach, co to niby są w Markach tylko po to, by właściciele owych zamanifestować mogli głośno swoje uwielbienie dla małych miasteczek i wszechobecnej zieleni, a gdy zamykają się drzwi ich absurdalnie ozłoconych gabinetów obgryzają paznokcie i plują nimi nienawistnie w kierunku błyszczących biurowców w Centrum Warszawy, na które nigdy ni będzie ich stać.

Anyway...Wisła jest silnie tolerancyjna i dla wszystkich otwarta ale nadwiślańcy przedsiębiorcy jakby nie do końca, tak więc podział jest dość jednoznaczny - przepłacane szczurki na stronę lewą, nieudacznicy z winem w siatce z biedry na prawą. Dysproporcja dochodów zauważalna jest jedynie przez pierwsze 2 godziny. Po tych wszyscy jednakowo ujebani - dosłownie i nie tylko - wydają się sobie równi, ewentualnie jeszcze lepsi od tych drugich - co kto lubi. Bywa czasem i tak, iż obie strony zapędzą się w niewiedzy swej pijackiej, wrotki odpinają i witają się radośnie na środku samym Poniatowskiego, ku wnerwie silnym trzeźwych zazwyczaj kierowców.

Taaa...letnie piątki w Warszawie. Wszyscy je kochają, a najbardziej weekendowi, nadwiślańscy biegacze.
No to ja się zbieram. Piątek jest, czerwca końcówka, więc wiadomo gdzie. Żeby nie było - na lewą stronę. No i cóż, że kończę o 16. Biuro na Woli mam. Poza tym po wypłacie jestem, więc do połowy miesiąca silnie na lewą stronę będzie mnie ciągnąć. A potem? Cóż..Biedronkę mam blisko.


Komentarze