Tak..wiem, że
jest połowa czerwca, a mi do bikini brakuje 20 kilogramów – na minusie oczywiście.
No ale przecież nie napisałam do którego lata…anyway..tak sobie pomyślałam, że
zacznę się odchudzać..jakiś 157465446 raz, no ale teraz się przecież uda. Powie
ktoś..taaa…zawsze tak mówi….no ale jeśli dzieciak nie wsiądzie na rower po 689
upadku, to do emerytury nie nauczy się jeździć, jeśli sportowiec załamie się po
kolejnej przegranej, to wygranej nigdy się nie doczeka, jeśli kucharz nie
będzie próbował dojść do perfekcji mimo kolejnych przypalonych patelni, to na
zawsze zostanie średniakiem, jeśli pisarz nie będzie wciąż siadał do komputera
mimo ewidentnego braku weny, to książki nigdy nie napisze.
Można tak mnożyć
te przykłady i mnożyć ale generalnie konkluzja jest taka, że każdy sukces
okupiony jest pracą, zazwyczaj ciężką. Czasem cierpieniem nawet, wyrzeczeniami
najczęściej. No wiadomo – bez pracy nie ma kołaczy – chociaż kołacz to ciasto…chyba
nie jest wskazane umieszczanie takiego zakazanego słowa w tekście o odchudzaniu…no
to…ciężka praca popłaca..jest taki tekst, nie?
A tak w ogóle,
silnie do odchudzania motywuje mnie fakt, że dziś mam imprezę i chciałam
założyć taką pięęękną spódnicę..no ale nogi nieco przygrube. No dobra, sporo za
grube....także ten....
EDIT: jeżyki w szafce znalazłam, to od lunchu zacznę..
Komentarze
Prześlij komentarz