ZUMBA

Miesiąc pierwszy w roku cały prawie za nami, a na siłowni nadal tłok..jeszcze większy zamęt na salach do fitness'u - wiadomo, dziewczyny bardziej wytrwałe, więc i postanowienia noworoczne conajmniej do połowy lutego ważności nie tracą. Żeby nie było - ja się wliczam. Dobrze, że na dworze chodniki oblodzone, koślawe stóp stawianie wywołane zakwasami można zawsze zrzucić na tę zimę przeklętą, lód, śnieg i wiecznie opóźnionych drogowców rozrzucających kreatywnie sól dookoła. Tu łopatę całą sypnie, a tam wcale - rachunek zgadzać się musi. Człowiek idzie wnerwiony, że mu kozaki za pięć stów sól zjada, z drugiej strony się cieszy, że orła nie wywini. A tu nagle JEB, znaczy się...hop siup..i obolały tyłek musi czem prędzej podnieść, bo śnieg brudny, a płaszcz jasny. Kto choć raz chop siupa na lodzie zaliczył, sprawę sobie zdaje, iż prędki powrót do pozycji godności nie uwłaczającej to wcale nie tak łatwa sprawa.


Anyway...te fitnessy..to w zasadzie wcale godziny nie trwają. Nie, nie, nie. To w zasadzie jest niedokumentowany nigdzie triathlon, a zajęcia właściwe to ostatni segment gry. Gdyż, ponieważ elementem pierwszym zabawy jest walka wręcz o szafkę...tak, tak, laski zaczynają z grubej rury, a nie jak w jakimś tam armagedonie... panowie z minami gladiatorów w błotku się taplają...faza druga, to oczywiście wyścig...o najlepsze miejsce na sali rzecz jasna - kto nie był nie zrozumie - wiadomo, że instruktora trzeba widzieć...Ale! To nie jest wcale najważniejsze. Trzeba widzieć siebie w lustrze, trzeba uważać, by nie stanąć na łączeniu luster, co by nas nie pogrubiało i humoru nie psuło, trzeba zważać, by do wody i ręcznika zawsze blisko było, no i! Last, but not least. Trzeba wbić się do odpowiedniej grupy uczestników. Bo grupy są wszędzie, nie tylko w gimnazjum. No ale to chyba jasne.


Pierwsze ruszają gwiazdy. Od stóp do głów odziane w specjalistyczny strój do Zumby, z napisem Zumba tu, tam i jeszcze tam, żeby było wiadomo, że to strój do Zumby właśnie. Stroje owe, poza chorendalną ceną i niezliczoną liczbą dziur charakteryzują się tym, iż wszelkie układy, podskoki i wygibasy wykonywane są z większą precyzją oraz energią, gdyż ubrania te moc magiczną mają. Jeśli gwiazda ma obiekcje, czy kasę na komplenty strój zumbowy, czy może na czynsz jednak wydać, inwestuje w neonową, silikonową bransoletkę z napisem ZUMBA i wykrzyknikiem (!). Ewentualnie w kilka. A co! Nadal jest gwiazdą. Może nieco przygasłą ale jednak.


Gwiazdy dzielą się na podgrupy. W prawym narożniku pierwszego rzędu stają fitneski z sześciopakiem na brzuchu, miną nieustraszonego Sylvestra Stalone vel Rambo, rękami opartymi o miejsce gdzie dawno temu miały biodra i wzrokiem groźnie wbitym w przestrzeń. W lewym, lśniącym rozświetlaczem narożniku rzędu pierwszego w lustrze przeglądają się zblazowane, aczkolwiek niepowstrzymanie zachwycone sobą kandydatki do castingu You Can Dance (as Maria said) testujące w przerwach własne układy ułożone do własnej muzyki grającej w ich własnej głowie. Zostaje jeszcze środek osławionej aleji gwiazd. Ten okupowany jest przez wyznawczynie instruktora (nie mylić z - ki, one wyznawczyń nie mają). Instruktor jest piękny, wesoły, inteligentny (podobno ktoś tak kiedyś słyszał), rozdaje uśmiechy (niby wszystkim ale ten DLA MNIE najszczerszy), poza tym wiadomo, że instruktorem jest najlepszym, więc tylko do niego się chodzi, za nim się po Polsce całej jeździ i jego wyznaje. No bóg Zumby i już.


Drugie ruszają fanki dobrej zabawy i dużej ilości potu zajmując większość sali, a na końcu ruszają świeżaki szybciutko zajmujące ostatni rząd, coby nikt się z nich - za plecami nota bene - nie śmiał. Świeżaki muszą walczyć o miejsce z amatorkami czekolady, która bezczelnie, mimo modłów przeróżnych nadal wchodzi w tyłek, zamiast w cycki.


Ja oczywiście też uderzałam na tyły. Pierwiej ze względu na świeżyniactwo, następnie z uwagi na nie zmąconą niczem miłość do czekolady i jej kuzynostwa. Całkiem nieźle mi się tam stało. Wiadomo, że perspektywa dużo zmienia, więc i mi się wydawało, iż w odniesieniu do koleżanek moich cudownych  z podgrupy czekoladożerców grupy ostatniorzędowej rozmiar w dwie sekundy na mniejszy zmieniłam.


Obecnie uważam, że wymiatam, dlatego też zadecydowałam jednogłośnie iż awansuję siebie do grupy fanek dużej ilości potu. I zabawy rzecz jasna. Rozmiar też mi co prawda perspektywicznie wzrósł ale co tam.


No. To Ave ZUMBA!

Komentarze